wtorek, 8 października 2013

008.

Jared obudził się, może nie wyspany, bo tego stanu nie zaznał już dawno, ale na pewno wypoczęty. W pierwszym momencie nie wiedział czy przypadkiem wciąż nie śni. Leżał w dziecięcym maleńkim pokoiku, na jednoosobowym łóżku, przykryty zielonym kocem. Na jego klatce piersiowej leżała mała główka, którą przyozdabiała podobna do gniazda ptaka czarna fryzura. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to co widzi to nie sen, ale rzeczywistość. Charlie spał spokojnie, z lekko uchylonymi ustami, a jego głowa unosiła się rytmicznie wraz z klatką piersiową Leto. Sam wokalista już całkowicie leżał na łóżku, wciąż w butach, obejmował chłopca jedną ręką, podczas gdy drugą miał pod głową. Najdelikatniej jak tylko mógł wyjął z kieszeni BlackBerry aby spojrzeć na zegarek. Było kilka minut przed szóstą, a on miał kilka nieodebranych wiadomości, które zignorował. Gdyby ktoś chciał od niego coś naprawdę ważnego - zadzwoniłby. Za oknem wciąż było ciemno i Amerykanin miał niezmierną ochotę zamknąć oczy i spać dalej, ale próbował sobie przypomnieć plan dnia. O ósmej miał pierwszy wywiad w radiu, trzeba było się więc zbierać. Leżał jeszcze chwilę, starając się nie myśleć o niczym konkretnym, taki jego poranny rytuał pomagający pozbierać myśli. Jednak gdy poczuł, że znów zaczyna zapadać w sen, zdecydował się wstać. Nie było to łatwe, gdyż nie chciał obudzić malca. Po chwili gimnastyki udało mu się wstać nie budząc Charliego, który jedynie mruknął coś i potarł nosek po czym spał dalej. Jared spojrzał na niego z uśmiechem. Strasznie go polubił, był taki pełen życia, inteligentny i błyskotliwy jak na swój wiek. Tak bardzo ciekawy wszystkiego. Tak bardzo niewinny i bezbronny. Zresztą wiedział, że chłopiec podbił też serca jego przyjaciół i jego mamy. Nawet Emma, która z reguły nie miała dobrego kontaktu z dziećmi patrzyła na niego jakoś inaczej, cieplej. Jared wziął swoją kurtkę i wyszedł z pokoju zamykając po cichu drzwi. W mieszkaniu panował mrok i cisza. Drzwi do drugiej sypialni były otwarte, więc Leto zajrzał do środka. Na wąskim łóżku w jeszcze mniejszym pokoju leżała Berenika. Uśmiech Jareda zmniejszył się gdy ją zobaczył. Była taka chuda, krucha, zmęczona i zniszczona. Nie była brzydka. Można by ją było uznać za całkiem ładną gdyby nie ta bladość, podkrążone oczy, które zawsze były czujne i jakby lekko wystraszone. Była zdecydowanie za chuda. Mówiło się, że Leto jest chudzielcem, ale przy nim Berenika przypominała szkielet. Jared miał niejasne wrażenie, że ta chudość nie jest u niej cechą naturalną. Świadczyły o tym zaokrąglone biodra i spore piersi, mimo wszystko Jared był mężczyzną i dostrzegał takie szczegóły. Wyglądała po prostu, jakby sama się głodziła. Mimo wszystko intrygowała go. Za jej nieśmiałością kryło się coś, co z pewnością warte było odkrycia. Jareda ciekawiła jej historia, choć był niemal pewien że jest ona smutna i mroczna. Mimo wszystko zadziwiała go jej siła. Bo że była jedną z silniejszych kobiet jakie spotkał, nie miał wątpliwości. Widział to w jej oczach. Na dodatek była inteligenta i bystra. To Charlie zdecydowanie po niej odziedziczył. Podobnie jak kształt ust. Brakowało jej jedynie młodości, jakby została jej zabrana dawno temu. Gdyby Jared nigdy jej nie widział, a jedynie z nią rozmawiał, byłby pewien, że ma do czynienia ze swoją rówieśniczką, znającą bóle i trudy życia. Mężczyzna przymknął drzwi do jej sypialni. W kuchni nalał sobie szklankę wody. Na stole znalazł notatnik i długopis. Napisał więc szybko wiadomość do właścicielki mieszkania, po czym zarzucił kurtkę na plecy, dopił wodę i wszedł, kierując się w stronę swojego hotelu. *** - To jedna z moich ulubionych restauracji. Podają tu naprawdę świetne dania. – Jasmine uśmiechnęła się znad kieliszka białego wina. - Zgadzam się. Chociaż jakoś nigdy tu nie trafiłem. – Młodszy z braci Leto ponownie wertował kartę dań. Było wczesne wtorkowe popołudnie. Jared siedział z mamą, bratem i trójką znajomych przy stoliku w restauracji poleconej przez Jasmine, jedną ze znajomych jego brata. Właśnie zjedli obiad i żeńska cześć towarzystwa zastanawiała się nad doborem deserów. Młodszy z braci przerzucał strony menu z udawaną ciekawością, po to tylko, aby na chwilę odpocząć od zalotnych spojrzeń rzucanych mu przez Anette, przyjaciółkę Jasmine, która ewidentnie próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. Jared dotarł do strony na której podane były imiona i nazwiska kucharzy. Jego wzrok przykuło szczególnie jedno z imion. Berenika Zert. Jared uśmiechnął się lekko na wspomnienie czarnych oczu pewnego malca i delikatnego głosu jego matki. Pomyślał z lekkim rozbawieniem, że wpadają na siebie zupełnie przypadkowo bardzo często. Podczas gdy jego towarzysze kończyli desery, przeprosił i wstał od stolika kierując swoje kroki w stronę kontuaru. - Pracuje tu pani Berenika Zert? – zapytał bez skrępowania po angielsku, przyglądając się zdziwionej minie managera. - Tak. Owszem. Jest jedną z naszych kucharek. Ale czy coś się stało? - Nie, nie. Wszystko jak najbardziej w porządku. Czy mógłbym się z nią zobaczyć i zamienić parę słów? Manager lokalu spojrzał na towarzyszy Jareda wciąż siedzących przy stoliku. Dostrzegłszy ich markowe stroje, zadbane fryzury i idealne makijaże uśmiechnął się sztucznie do Leto i poprowadził do niewielkiego przedsionka kuchni, gdzie uprzejmie poprosił o chwilę cierpliwości, a sam zniknął za wahadłowymi drzwiami. Po chwili pojawił się w nich z powrotem, z lekkim skinieniem głowy mijając Jareda. Chwilę za nim wyszła Berenika. Miała lekko zmarszczone brwi i była niesamowicie zdumiona gdy go zobaczyła. Wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu. - Jared? Co ty tutaj robisz? -Wierz mi lub nie, ale jestem tu zupełnym przypadkiem, ze znajomymi, na obiedzie i zobaczyłem twoje imię i nazwisko w karcie dań i pomyślałem, że powiem cześć. Teraz Berenika również się uśmiechnęła. - No to cześć. Jak tam wczorajszy koncert? – W porządku. Równie dobrze co ten przedwczorajszy. A co u ciebie? Jak Charlie? - W porządku. Byliśmy wczoraj w zoo. Charlie był absolutnie zachwycony. Zoo jest teraz na drugim miejscu listy jego ulubionych tematów. - A co jest na pierwszym? - Cóż. Ty. I cały zespół i koncert w ogóle. - Oh, naprawdę? To miło! Pozdrów go ode mnie. Od nas. Może… - ale nie zdążył skończyć bo przerwał mu dzwonek telefonu Bereniki. Dziewczyna przeprosiła i odebrała telefon. Jared przyglądał jej się, gdy uważnie słuchała swojego rozmówcy. Ten dzień wolnego dobrze jej zrobił. Nie była już tak blada i sińce pod oczami lekko się zmniejszyły. Obserwował jak jej mina z zaciekawionej zmienia się na zdziwioną, lekko zdenerwowaną i na końcu przerażoną. Mówiła szybko i krótko. Więcej słuchała. Jej oczy rozszerzały się patrząc niewidzącym wzrokiem prosto w oczy Jareda. Rzuciła coś w końcu szybko i nerwowo i rozłączyła się. - Co się stało? - Charlie. – jej głos był twardy, ale w oczach kryło się przerażenie. Jared poczuł, że od tego jednego słowa i tego wzroku jego żołądek się nieprzyjemnie ściska. - Co Charlie? – zapytał. - Coś się stało w szkole, jakiś wypadek, nie wiem dokładnie. Ta kobieta nie potrafiła mi sama wytłumaczyć. Jest w szpitalu. Zaległa między nimi ciężka cisza. Berenika była bledsza niż kiedykolwiek. W jednej ręce ściskała telefon, drugą zacisnęła w pięść. Zdawało się, że nie oddycha. Patrzyła wciąż bez mrugnięcia na Jareda, który tego kontaktu nie zrywał. Trwało to kilka sekund, po czym dziewczyna zaczęła odwiązywać fartuszek. Powiedziała coś szybko do managera, który właśnie pojawił się koło nich, gdyż zmierzał do kuchni. On spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, chyba niezbyt zadowolony z jej słów, po czym spojrzał na zegarek i powiedział coś ostro, krótko. Jared nie zrozumiał jego słów, ale widocznie się zgodził, choć niechętnie. Berenika rzuciła „cześć” nie patrząc na niego i chciała zniknąć za drzwiami kuchni, ale złapał ją za nadgarstek. Odwróciła się wręcz gwałtownie, a w jej oczach obok wcześniejszego zdenerwowania zobaczył… strach. Obezwładniające przerażenie. Wręcz panikę. To go lekko zastanowiło, ale od razu puścił jej rękę. - Podrzucę cię, jestem samochodem. Będzie szybciej. Spodziewał się, że jak to miała w zwyczaju, zacznie mu odmawiać, ale pomylił się. Zamknęła na chwilę oczy po czym lekko kiwnęła głową i rzuciła, żeby zaczekał. Weszła do kuchni i kilka chwil później wyszła, z narzuconą na ramiona kurtą i torebką w ręku. Ruszyli razem przez salę. - Daj mi kluczyki i dokumenty do swojego auta. – powiedział do mamy. Wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem najpierw na niego, później na bladą Berenikę. Constace i Shannon przynajmniej poznali towarzyszkę młodszego z braci, a jej mina uświadczyła ich w przekonaniu że coś jest nie tak. - Co się stało? – zapytała starsza kobieta szukając w swojej torebce kluczyków i dokumentów. - Charlie jest w szpitalu. – oboje spojrzeli na niego w ogromnym zdziwieniu. – Dam wam znać później. Jared wziął kluczyki i szybkim krokiem razem z Bereniką wyszli na zewnątrz i udali się do samochodu. Milczeli. Jedyne słowa jakie padały to wskazówki dziewczyny dotyczące drogi do szpitala. Jared widział jak bardzo jest zdenerwowana, sam zresztą też był. Chciał ją jakoś pocieszyć, ale nie wiedział co zrobić, albo co powiedzieć. Wciąż pamiętał jej reakcję na jego dotyk, nie chciał aby się go bała. Na szczęście szpital był niedaleko i szybko znaleźli się w pachnącym środkiem dezynfekującym korytarzu. Przeszli szybkim krokiem w stronę kontuaru, za którym siedziały dwie młode pielęgniarki. Berenika powiedziała coś szybko do jednej z nich, ta sprawdziła coś w komputerze, zadała jej kilka krótkich pytań i powiedziała w końcu „pokój 312, drugie piętro, pediatria”. Ruszyli więc szybko w stronę windy. Ta okazała się zapełniona ludźmi, niemal po brzegi, gdyż również w piwnicy budynku znajdowały się różnego rodzaju gabinety. Mimo wszystko Berenika wcisnęła się do środka i przyległa plecami do ściany. Nie mogła uniknąć dotyku innych ludzi, który zdawał się być dla niej wręcz bolesny. Jared wcisnął się do windy tak, aby odgrodzić ją od innych, sam starał się aby jej nie dotykać choć było to prawie nie możliwe, prawą ręką opartą o ścianę obok niej odgrodził ją od stojącego tam mężczyzny w szlafroku. Stali tak blisko siebie, że muzyk czuł jej ciepły oddech na swojej szyi. Spojrzał na nią z góry. W jej oczach zobaczył strach i zdenerwowanie, ale też wdzięczność. Uśmiechnął się do niej blado, chcąc dodać jej choć trochę otuchy. Nie odwzajemniła uśmiechu, nie była w stanie, ale poczuł, że jej spięte do tej pory mięśnie całego ciała odrobinę się rozluźniają. W końcu winda otworzyła się na ich piętrze. Jared wyprostował się pozwalając jej wyjść pierwszej, dzięki czemu uniknęła kontaktu z ludźmi. Nie wiedział dlaczego to robi, dlaczego tak się stara. Czuł po prostu, że tak trzeba. Wciąż miał przed oczami jej strach, gdy złapał ją za nadgarstek. Nigdy nie widział, aby ktokolwiek tak się bał. A już na pewno nie jego samego. Wyszedł za nią z windy na korytarz ozdobiony licznie różnymi kolorowymi postaciami z bajek. Znów ruszyli szybko czytając po drodze napisy na drzwiach, aż w końcu, w środku korytarza znaleźli pokój 312. - Poczekam tu. Jakby coś – jestem. Dziewczyna kiwnęła głową, zapukała cicho do drzwi i weszła do sali. _____ Krótki ale jest w końcu :) Za to następny powinien być już z mniejszą przerwą. Enjoy!

3 komentarze:

  1. NOWY ROZDZIAŁ NOWY ROZDZIAŁ ! Już myślałam, że zapomniałaś o blogu :c Kocham twojego bloga :3 Mam nadzieje, że nic poważnego niestało się Charliemu ( dobrze odmieniłam ? Przez twojego bloga zapominam jak się piszę ) :c Piszę jak jakaś psychofanka ale ... NOWY ROZDZIAŁ TWOJEGO OPOWIADANIA TAKI SŁODKI <3 xd Następny komentarz napiszę, gdy już ochłonę po rozdziale. Czekam na następny :3
    Pozdrawiam Kinga, xoxo ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapomniałam, spokojnie. :) Po prostu czsu mam strasznie mało... -.-/. Ja z niecierpliwością czekam na ten następny komentarz ! :)

      xoxo

      Usuń
  2. Jezu, Jezu, Jezu! Jak mogłaś zrobić coś złego najbardziej niewinnej osobie w tym opowiadaniu!!!! Jak? Biedny Charlie, na pewno strasznie się boi, choć z drugiej strony... Zapewne, gdy Berenika wejdzie do pokoju, zobaczy uśmiechniętego chłopca, który na jej widok od razu zawoła: Mama! i przybiegnie się przywitać. Potem oczywiście nie omieszka dodać, że niepotrzebnie się martwiła, przecież nic mu nie jest :) Albo będzie zupełnie inaczej, biedak leżący w gipsie tak, że widać tylko czarną czuprynę... DOŚĆ! Przeginam :) Ale co mogę powiedzieć, przywiązałam się do tego chłopca. Najwidoczniej owinął sobie wokół palca nie tylko wszystkich bohaterów opowiadania, ale także mnie. Ale cóż ja mogę poradzić. Po prostu pokochałam tego małego urwisa.
    Ciekawy rozdział również ze względu na Berenikę. Już wcześniej dawałaś do zrozumienia, że jest bardzo przywiązana do swojego syna, więc nie było dla mnie zaskoczeniem, że tak się przestraszyła. Jest po prostu pierwszorzędną matką. Ale ten jej strach przed dotykiem... Nie powiem, już dawno zaczęłam domyślać się, o co chodzi, ale miło jest zobaczyć, jek główkuje Jay i jak się stara, mimo, że niczego nie wie :)
    Pozdrawiam
    pakuti

    OdpowiedzUsuń