Berenika wytarła
twarz ręcznikiem i spojrzała na swoje odbicie w lustrze zawieszonym nad
umywalką w łazience Constance. Wystające kości policzkowe pokrywała wydawałoby
się cienka powłoka ziemistej skóry, która przybierała kolor ciemnego grafitu w
wewnętrznych kącikach zapadniętych oczu. Wiedziała, że źle wygląda. Jeszcze
gorzej się czuła od dłuższego czasu, ale za nic nie mogła o tym powiedzieć
Jaredowi, choć ten uważnie ją obserwował. I tak przyprawiła ich o ogrom
zmartwień, nie chciała tego pogarszać. Dlatego też nie powiedziała mu o
dodatkowej pracy, którą wzięła jeszcze przed świętami, a z której i tak została
zwolniona, gdy przez dwa dni się w niej nie pojawiała, bo leżała w szpitalu.
Oparła się obiema rękami o umywalkę bo czuła, że nogi pod nią robią się coraz
słabsze. Ostatnie miesiące były katorgą. Ceny poszły do góry, a płace w dół.
Pracując w klubie i restauracji ledwo dawała radę zarobić na jedzenie i rachunki,
a i tak telewizor praktycznie nie grał w celu oszczędzenia prądu. Miała kupić
Charliemu nową kurtkę na zimę, ale opłaty za ogrzewanie też poszybowały do góry
i nie miała za co. Doszło do tego, że sama praktycznie nic nie jadła, a jeżeli
już to coś skubniętego ukradkiem w restauracji albo jakąś kanapkę w biegu w clubie. Ale nie chciała żeby Charliemu w żaden sposób czegoś zabrakło. Rósł i
potrzebował jak najwięcej witamin i zdrowego jedzenia. Musiała zatrudnić
opiekunkę, bo pani Morrison była bardzo słaba. Wyrzucała sobie, że nawet nie ma
czasu do niej zajrzeć. Ból w plecach nasilił się od kilkugodzinnego stania za
barem w weekendy i dwa do tej pory wolne wieczory. Synka widywała tylko w nocy
kiedy wracała z pracy. Często po zamknięciu drzwi mieszkania zrzucała kurtkę,
siadała obok niego na jego łóżku i zaczynała ronić łzy bezsilności i zmęczenia.
W końcu przytulała go do siebie, powtarzając, że nigdy nie przestanie i
zasypiała obok niego. Teraz miało być tylko gorzej. Kilkanaście minut wcześniej
dostała telefon z restauracji, że jeżeli nie pojawi się jutro w pracy zostanie
zwolniona, bo tak dalej być nie może. Była przerażona. Traciła właśnie główne
źródło dochodu.
- Berenika. Wszystko
w porządku? – cichy głos Constace uprzedzony delikatnym pukaniem do drzwi
wyrwał ją zamyślenia.
- Tak, tak. Już
wychodzę. – Wyprostowała plecy, krzywiąc się z bólu i na chwiejnych nogach
wyszła z łazienki.
Obdarzyła wymuszonym,
słabym uśmiechem zatroskaną panią Leto.
- Źle wyglądasz.
Dobrze się czujesz?
- Tak. Jest ok. Niech
się pani nie martwi.
- Constance. Mówiłam
ci już. – uśmiechnęła się siwowłosa.
- Tak, przepraszam.
Jakoś nie mogę się przestawić.
Przeszły do salonu
gdzie Berenika z ulgą usiadła na kanapie.
- Zaraz pojadę po
Charliego. Jared pisał chwilę temu, że wyjeżdża od ciebie więc powinien za
moment być. – powiedziała do niej Leto i ruszyła do przedpokoju, żeby się
ubrać.
Berenikę ukłuła
niemoc. Było jej zwyczajnie głupio, że ci ludzie tak jej pomagają. Nie znają
jej tak naprawdę, a mimo to są dla niej tak ciepli i mili. O wiele bardziej niż
jej własna rodzina. A ona nawet nie ma im się jak odwdzięczyć. Chciała po raz
milionowy podziękować ale zanim zdążyła otworzyć usta drzwi do mieszkania się
otworzyły i do środka wszedł Jared z ogromną torbą podróżną zapakowaną do cna.
- Ciao bella. –
powiedział całując mamę w policzek po czym przeszedł do salonu nie zdejmując
butów. – Jedziesz po Charliego?
- Tak. Dokumenty w
samochodzie? – zapytała biorąc od syna kluczyki.
- Tak. W schowku.
Constance bez słowa
wyszła. Jared zaczął się rozbierać.
- Jak się czujesz?
Zjesz coś może?
- Dopiero wszedłeś do
domu. W sumie to ja ci powinnam zadać to pytanie.
- Czuję się świetnie
i nie, nie jestem głodny, dzięki że pytasz – wyszczerzył się do niej podchodząc
do kanapy.
- Żałuj. Właśnie
straciłeś ostatnią szansę na przyrządzenie czegokolwiek przez tak świetnego
mistrza kuchni jakim jest moja skromna osoba.
- Cóż, wciąż
pamiętając o opium chyba nie będę bardzo żałował.
- Twoja strata. –
uśmiechnęła się lekko odrywając wzrok od niewyobrażalnie niebieskich tęczówek.
Chciała się
podciągnąć trochę do góry na kanapie ale poczuła, że jej ręce są zbyt słabe by
się na nich podeprzeć. Starała się nie skrzywić.
- Może kiedyś zmienię
zdanie. Jak na przykład będę miał dość tego świata.
- Dobry pomysł. Bo od
mojego jedzenia można umrzeć z rozkoszy podniebienia.
- Ładny rym. Jak
kiedyś nie będę mógł napisać niczego sensownego to się odezwę.
- Jak widać jestem
wszechstronna.
- Zdecydowanie.
- Wątpisz?
- Fizyki kwantowej
nie znasz. To już pewne ograniczenie, które może cię wykluczyć z grona ludzi
wszechstronnych.
- Tak się składa, że
znam, przynajmniej w podstawach. – uśmiechnęła się do niego chytrze.
- Serio?
- Chodziłam do bardzo
dobrych szkół, nie zapominaj. I zdecydowanie mam umysł ścisły. I! Zawsze
ciągnęło mnie do wiedzy.
- Ale że fizykę
kwantową?
- W podstawach.
- Uwierzę ci na
słowo. Wszystko ok?
Chyba jednak nie
maskowała tak dobrze grymasu bólu jaki pojawił się na jej twarzy, gdy plecy
znów zaczęły dawać o sobie znać.
- Tak.
- Kłamiesz. – Jared
pochylił się nad nią. – Chcesz wstać?
- A niby skąd wiesz,
że kłamię?
- Bo zbladłaś, o ile
to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej.
- Nic mi nie jest.
- Chcesz wstać? –
wyciągnął do niej rękę.
- Dam radę. –
odpowiedziała po chwili i zaciskając obie ręce na poręczy kanapy zaczęła się
podnosić. Po chwili stanęła dość niepewnie na własnych nogach. – No, to chodź
do kuchni. Pokażę ci, że jestem mistrzem w swoim fachu.
Uśmiechnęła się i
ruszyła przed siebie. Do kuchni doszła opierając się o ściany. Jared westchnął
ciężko i ruszył za nią.
- Chcesz teraz
gotować?
- A co, jesteś już
pełen dziewiczej krwi swoich zwariowanych fanek?
- No właśnie.
Trafiłaś w sedno. Po drodze złapałem sobie dwie.
- U. Aż dwie. Jesteś
w formie. – oparła się o stół.
- Jestem z tej okazji
w dobrym humorze więc mogę zrobić ci herbatę.
- A poproszę.
- No to ty lepiej usiądź. –
powiedział, a gdy spojrzała na niego spode łba dodał. – Stoisz mi na drodze.
Berenika westchnęła i
opadła na kuchenne krzesło z rezygnacją.
- Nie krzyw się tak.
Zmarszczek dostaniesz. A w tak młodym wieku to szkoda by było.
- Coś o tym wiesz?
- Ja nie mam
zmarszczek. Krew dziewic, pamiętasz.
- To chyba jednak
kwestia genów. Stwierdzam to na podstawie idealnej cery twojej mamy.
- Ale krew dziewic
naprawdę pomaga.
- Tylko mi nie mów,
że twoja mama też ją pije!
- Jak z Shannonem
zostanie nam za dużo towaru to jej podsyłamy. – uśmiechnął się niewinnie.
Berenika wywróciła
oczami i skrzywiła się lekko na samą wizję takiego „polowania”.
- Znów się krzywisz.
- Niechcący
wyobraziłam sobie ciebie nago. – powiedziała z przekąsem.
- I jak? – zapytał z
szerokim uśmiechem.
Spojrzała na niego,
zmierzyła go wzrokiem zupełnie oscentacyjnie od góry do dołu po czym skrzywiła się
jeszcze bardziej.
- Tragedia.
- No wiesz! Miliony
kobiet na tym świecie marzą o tym żeby być teraz na twoim miejscu…
- Chyba miliony
małolat. – wtrąciła.
- … a co dopiero
rozmawiać o moim wspaniałym ciele w kompletnej nagości! A ty tak śmiesz kpić sobie!
Berenika wyciągnęła
rękę do klamki okna przy którym siedziała. Mina Jareda zamieniła się od razu z
rozbawionej na zatroskaną.
- Duszno ci?
- Co? Nie. Otwieram
okno, bo twoje ego przestaje się mieścić w tym mieszkaniu i chce mu zrobić
trochę miejsca. – tym razem to ona przybrała jak najpoważniejszy i
najniewinniejszy wyraz twarzy.
-Pf. Zabawne. –
prychnął, choć powróciła mu wesołość. Odwrócił się do czajnika i zalał wodą
kubki z herbatą. - Ja się tu martwię a ty…
- To przestań.
- Znów zaczynasz?
- Co zaczynam?
Jared westchnął i
odwrócił się twarzą do przyjaciółki.
- Użalać się nad
sobą. – powiedział cicho patrząc jej w oczy.
- Nie użalam się nad
sobą!
- Użalasz, użalasz.
- Wcale nie!
- „Nie mam się jak
odwdzięczyć. A ty jesteś taki dobry. A ja nic nie mogę zrobić. Będę się
biczować i linczować, może to coś da!”. – Jared zaczął naśladować jej głos i
akcent. - Nie możesz po prostu przyjąć, że tak robią przyjaciele, a na pewno
tak robię ja, to jest POMAGAM, ludziom, na których mi zależy? Tak mnie wychowano.
Nie chcę nic od ciebie w zamian. Tylko tyle.
Zapadła cisza.
Patrzyli się sobie w oczy, jedno z łagodnością drugie z zażenowaniem i resztką
buntu. Jedyny dźwięk jaki ich otaczał wydawał tykający na ścianie zegar i
burcząca delikatnie sprężarka lodówki. Po oświetlonej bladym styczniowym
słońcem kuchni roznosił się zapach świeżej herbaty i bazylii, która stojąc na
parapecie wydawała się wręcz desperacko wyciągać swoje liście w stronę promieni
słonecznych. Berenika w końcu spuściła wzrok na swoje dłonie złożone na blacie
stołu. Zaczęła bawić się śliskim materiałem niebieskiego obrusu.
- Przepraszam. –
powiedziała po chwili.
- Nie ma za co. –
odpowiedział jej delikatnym głosem Jared, po czym postawił na stole kubki z
herbatą i sam usiadł naprzeciwko dziewczyny.
- Dzwoniłaś do pracy?
Mówiłaś im o zwolnieniu?
Berenika nie
odpowiedziała. Podniosła wzrok na chwilę po czym przysunęła sobie kubek z
herbatą i oplotła go dłońmi. Było jej cały czas zimno.
- Yhm. – mruknęła po
chwili.
- Yhm. I co?
- Nic. – wzruszyła
ramionami.
- Berenika.
Czy on był chodzącym
wykrywaczem kłamstw, czy ona była tak beznadziejna w tej subtelnej sztuce mydlenia
oczu? Podejrzewała, że raczej to drugie.
- No nic. Wszystko
załatwione.
- Proszę cię, tylko
nie kłam. – westchnął.
Podniosła na niego
wzrok przygryzając od środka policzek.
- To oni do mnie… -
ale nie zdążyła skończyć zdania, bo drzwi mieszania otworzyły się i przypadło
do niej niemalże od razu małe ciałko z czarną czupryną.
- Mamuś!
- Cześć królewiczu!
Jak w szkole?
- Nudy, pracowaliśmy
dzisiaj cały dzień w grupach nad jakimiś malowidłami, a ja niewiele mogłem
zrobić bo oni wymyślili coś dziwnego, a mi się to w ogóle nie podobało, bo pani
nam kazała żeby było coś o zwierzętach, a ja chciałem namalować Po i Rico, a
oni powiedzieli że będą koty i psy bo Po i Rico są wymyśleni nie prawdziwi, ale
ja powiedziałem, że to zwierzęta i Clarie też chciała tylko że Modliszkę albo
Myszkę Miki ale oni namalowali te psy to ja powiedziałem, że namaluje sam ale
pani powiedziała, że na jednej kartce ma być co cała grupa ustali i nie mogłem
ale Clarie też nie mogła wiec siedzieliśmy z boku i patrzyliśmy jak oni te koty
malują.
- No to faktycznie
nudy. Dawaj no tą kurtkę. Nie zdjąłeś butów i teraz trzeba będzie wycierać
podłogę.
- Nie, bo jechaliśmy
samochodem i są czyste. Cześć Jared.
- Hej Charlie.
- A jak ty się
czujesz mamuś?
- Dziękuję, dobrze. –
uśmiechnęła się całując go w czoło.
- Charlie, jesteś
głodny? – zapytała Constance wchodząc do kuchni.
- Jak wilk! –
krzyknął chłopiec przedłużając w charakterystyczny dla siebie sposób
samogłoskę.
- A co by ten mój
wilczek chciał zjeść, hm? – uśmiechnęła się pani Leto mierzwiąc chłopcu
czuprynę.
- Pomidorową! –
chłopiec wyrzucił z entuzjazmem zaciśnięte piąstki w górę.
- Da się zrobić.
Constance zabrała się
robienie zupy. Charlie tym czasem z zapałem opowiadał mamie i Jaredowi o tym co
działo się w szkole. Zanim jeszcze zupa była gotowa w mieszkaniu pojawił się
Shannon z propozycją wypadu do aquapraku zaraz po obiedzie. Charlie przyjął ten
pomysł z wielkim entuzjazmem i razem z Jaredem i jego bratem zaczęli
przekonywać panią Zert. W końcu stanęło na tym, że Charlie z Shannonem,
Constance, Emmą i Jamiem z ekipy Marsów pojadą na basen, a Jared i Berenika
zostaną w domu. Wokalista chciał, żeby mały się rozerwał i żeby nie obserwował
swojej mamy w takim stanie. Zresztą Berenika i tak udawała przed małym, że
wszystko jest w jak najlepszym porządku. Leto widział ile cennej energii ją to
kosztowało. Gdy obiad był zjedzony, ręczniki zapakowane starszy z braci wraz z
matką i Charliem rozmawiając wesoło opatulili się w ciepłe kurtki i żegnając
Jareda i Berenikę opuścili mieszkanie.
- Chcesz jeszcze
zupy? – Leto wszedł do salonu gdzie siedziała dziewczyna.
- Nie, dzięki. Jestem
pełna. – uśmiechnęła się słabo nie otwierając przymkniętych oczu.
- A herbatę?
- Eh Jared. - westchnęła uśmiechając się. – Nie, dziękuję.
Jared wywrócił oczami
i usiadł na fotelu stojącym obok kanapy, który zajmowała Zert.
- To co będziemy
robić?
- A co chcesz robić?
- Pogadać. A właściwie
dokończyć rozmowę. - Berenika skrzywiła się. – Mówiąc o zmarszczkach byłem
całkiem poważny.
- Nie boje się
niedoskonałości skóry. – zaśmiała się otwierając oczy.
- Nie wierzę.
- Dlaczego?
- Jesteś kobietą.
Kobiety podobno mają fioła na tym punkcie, jak głosi legenda.
- To jedynie legenda.
- W każdej legendzie
jest ziarnko prawdy. – powiedział Jared wybitnie mędrkowym tonem unosząc w górę
wskazującego palca w celu nadania dramatyzmu swojej wypowiedzi.
- W takim razie
jestem wyjątkiem od reguły. Nie przejmuje się swoim wyglądem. Mam większe
problemy na głowie. – zamknęła ponownie oczy i podciągnęła nogi na kanapę. Jared zauważył,
że lekko zmarszczyła brwi, pomiędzy którymi pojawiła się drobna zmarszczka.
- A właściwie
dlaczego nie?
- Bo to bezcelowe i
ponieważ nie mam czasu jak już zdążyłam nadmienić.
- Aha. Rozumiem że do
„nie przywiązywania wagi do wyglądu” zaliczasz też nieprzywiązywanie wagi do
jedzenia. Czegokolwiek.
Jego ton głosu celowo
był prowokujący, podobnie jak uniesiona lekko brew. Chciał ją zdenerowować,
wyprowadzić z równowagi, zirytować – cokolwiek. Byle zaczęła okazywać emocje
inne niż skruchę, smutek i zatroskanie. No i chciał się dowiedzieć na czym
stoją. Bo że Berenika nie ma w ogóle lub prawie w ogóle pieniędzy zdążył się
domyśleć. Ale trochę dręczyło go to, że przecież Charlie nie wygląda na
zabiedzonego, a już na pewno nie tak bardzo jak jego mama. Gdzieś po głowie
obijało mu się słowo ‘anoreksja’ i sam nie wiedział co o tym sądzić. Bo choć
wydawało mu się to z jednej strony absurdalne, z drugiej nie mógł się wyzbyć
strachu. Za dużo, zdecydowanie za dużo przypadków anoreksji wśród znajomych i
przyjaciół znał. Za dobrze znał jej skutki i efekty żeby nie brać jej pod uwagę
patrząc na Berenikę. Zmarszczka między brwiami pogłębiła się, ale dziewczyna
nic nie powiedziała.
- W sumie wyglądanie
jak ludzki szkielet jest w modzie.
- Sam nie wyglądasz
wiele lepiej. – burknęła.
- Kiedy ostatni raz
spoglądałaś w lustro?
- Nie mam po co.
- A tak. Zapomniałem.
Nie dbasz o to.
- O co ci chodzi? –
westchnęła patrząc na niego z nutką irytacji.
- O to czy
przypadkiem nie robisz z siebie wieszaka na własne życzenie. – spojrzał jej
prosto w oczy.
Wiedział, że z nią
trzeba prosto i krótko. Potrafiła odciągać go od każdego tematu i jak chciał
się czegoś dowiedzieć musiał być stanowczy i bezpośredni. To nie była ich
pierwsza poważna rozmowa, ale pierwsza tak delikatna w swojej otwartości. Jared
musiał wyczuć granicę, moment w którym Berenika ucieknie przed nim, schowa się
za swoim murem. Bał się tego i nie chciał. Wiedział jak wiele siebie mu
pokazała. Ale wciąż jeszcze mur stał, a ona choć po jego stronie ściany stała
wciąż plecami oparta o nią, gotowa do ucieczki. Niczym mała, biedna dziewczynka
w brudnej sukience, pobita, zmarznięta i głodująca ale wciąż kierując się instynktem
jedynie spogląda na wyciągniętą przyjaźnie dłoń. Teraz, widział to w jej
oczach, wdrapała się na szczyt i tam się przyczaiła gotowa uciec. Spoglądała na niego swoimi jasnymi oczami z
mieszanką irytacji i złości na twarzy. Po chwili jednak jej rysy złagodniały.
- Nie. Ale rozumiem
twoją troskę. I dziękuję.
Dziewczynka
przewiesiła nogi przez mur i patrzyła na niego z lekkim uśmiechem, jednak wciąż
czujnie.
Kiwnął głową wciąż
patrząc jej w oczy.
- To co z tą pracą?
Znów posmutniała.
- Nie ma sensu
kłamać?
- Najmniejszego.
Westchnęła i
poprawiła kosmyk, który uciekł jej z kucyka.
- Powiedzieli, że
jeżeli jutro się tam nie pojawie to mnie wyleją.
Tym razem to Jared
się skrzywił. To była praca, która gwarantowała im przeżycie. I to dosłownie. Nie mogą tak
robić! Przecież ma zwolnienie lekarskie! Wiedział jednak, że ten manager
restauracji chyba jej nie lubi. Pewnie za często jego zdaniem brała wolne z
powodu Charliego.
- I co ty na to?
- Nie wiem. –
wzruszyła ramionami. – Chyba pójdę.
- Zapomnij. –
powiedział prostując się. – Nawet byś nie doszła do windy bez zadyszki, a
myślisz o wybraniu się do pracy? Na głowę upadłaś?
- Co to za dzień
szczerości? – spojrzała na niego z przekąsem. – Jared zrozum, że to jedyne
źródło środków do życia jakie mi pozostało poza niewielką ilością pieniędzy z
opieki, które dostaje na Charliego. One mi z resztą nie wystarczą nawet na
miesiąc na jedzenie dla niego nie mówiąc o innych sprawach!
- Ale przecież nie
mogą cię zwolnić! Masz zwolnienie lekarskie!
- No jasne. Więc do
kiedy będzie ważne, czyli przez trzy tygodnie będą mi płacić, a później mnie
zwolnią!
Mruknął coś złowrogo
pod nosem łapiąc leżącą obok poduszkę i ze złością zaczął maltretować ją w
dłoniach.
- Muszę iść. –
powiedziała cicho obserwując jego blade dłonie i długie palce wpijające się w
satynę.
- Nie ma takiej
opcji.
- Jared.
- Nie! Berenika do
jasnej cholery! Jak będzie trzeba to cię złapie i przywiążę do tej kanapy! –
wyprostował się i pochylił w jej stronę odrzucając poduszkę na miejsce. – Czy ty
do reszty zwariowałaś? Myślisz o Charliem?
- Oczywiście że myślę
o Charliem! A myślisz, że dlaczego chcę tam iść mimo, że czuję się jak chodzące
zwłoki?! – ona też, choć z większą trudnością wyprostowała się i odwróciła w
jego kierunku.
- To pomyśl drugą
półkulą bo chyba jak na razie uruchomiłaś tylko jedną! Co mu po tych twoich
pieniądzach jak straci matkę!? Jesteś na skraju wyczerpania dziewczyno!
Słyszałaś co powiedział lekarz? Jeszcze trochę, a Charlie zostałby sierotą!
Jeżeli myślisz, że wyszłaś z tego…
- Wiec co twoim
zdaniem powinnam zrobić? Nie pójść i pozwolić umrzeć z głodu mojemu synkowi i
samej czuć się odrobine lepiej przez kilka chwil? – w jej oczach pojawiły się
łzy, ale na twarzy wciąż malowała się zaciętość.
- Nie! – krzyknął ale
się opamiętał. Wziął głęboki oddech i powiedział spokojniej. – Daj sobie pomóc.
Wiem, że to godzi w twoją dumę, naprawdę to rozumiem Berenika. Ale jesteś w
ślepym zaułku. Chcę ci pomóc. I moja rodzina też. Tylko daj nam działać,
przestań się bronić. Jeszcze będziesz miała okazję się odwdzięczyć, zobaczysz.
A jak nie – trudno. Potraktuj to jako spłatę naszego długu. Tego, który zaciągnęliśmy
jak sami nie mieliśmy co jeść, a inni nam pomagali – pierwsza łza stoczyła się z
jej oka, Jared wstał z fotela i ukucnął obok niej patrząc jej w oczy, ale
starając się jej nie dotknąć. – Nie pozwól swojej dumie cię zaślepić bo to było
by głupie. Upadamy, ale przyjaciele są po to, żeby nas podnieść.
- Ja… nie jestem… -
jej głos był słaby i mokry. – Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś się o
mnie martwi.
Utkwiła wzrok we
własnych dłoniach.
- Wiem. –
odpowiedział jej cicho.
Powodowany impulsem,
a może odruchem podniósł dłoń do góry żeby obetrzeć jej łzę. Drgnęła
niespokojnie i spojrzała na jego dłoń niepewnie, ale nic nie powiedziała.
Zwróciła wzrok na jego oczy. Bała się. Widział to. Ale poraz pierwszy dostrzegł też coś innego. Zawahanie. Chciała
uciec i chciała zostać. Wciąż patrząc jej w oczy przybliżał powoli rękę do jej
policzka. W końcu po chwili trwającej ciszy wierzch jego dłoni dotknął gładkiej
skóry. Ponownie drgnęła, mocniej tym razem, ale nie odsunęła się, choć jej oczy
zrobiły się większe. Przeraziło go jej zimno. Była lodowata. Przesunął dłoń
delikatnie w stronę ucha ocierając łzę. Ten moment zahipnotyzował ich oboje.
Przełamywali pewną granicę. Barierę. Berenika całą siła powstrzymywała się od
drżenia, które zawsze pojawiało się, gdy ktoś jej dotykał. Jednocześnie chciała
się odsunąć jak najdalej, uciec w ciemny kąt. Słyszała w głowie cichy,
znienawidzony i przerażający głos. Ale błękit oczu Jareda, ciepły i bezpieczny,
trzymał ją wciąż w świecie dalekim od tego strachu. Leto musiał powstrzymywać
się całą siłą woli, żeby nie przygarnąć jej do siebie przytulając najmocniej
jak się da. Wiedział jednak, że to popsuło by to wszystko co do tej pory udało
mu się zbudować. Dziewczynka spod muru zrobiła niepewne dwa kroki w jego stronę
i gdyby ją teraz złapał uciekła by i nigdy więcej by jej nie zobaczył. Musi
sama do niego podejść. Odsunął się od niej i wstał.
- Zrobię ci tej
herbaty. Jesteś zimna. Mama ma mieszankę, która świetnie cię rozgrzeje. –
powiedział cicho i wyszedł do kuchni zostawiając Berenikę samą z poczuciem
oddalającego się ciepła i bezpieczeństwa.
____
Honey, I'm home!
:)
:)
Jest. W końcu. Po... ilu to już? kilku miesiącach (shame on me!).
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że matury dały mi w kość, a od początku wakacji mam sporo pracy. Ten rozdział rodził się w bólach przez dobry miesiąc (bo tak jak obiecałam, zaczęłam go pisać punkt 20 maja, a skończyłam wczoraj dwa dni po wynikach, żeby jakoś tą tragedię odreagować)... ciężko jest wrócić, nie wiedziałam, że aż tak ciężko! Ale mam nadzieję, że jak już ruszyłam to jakoś poleci. :)
Tak oto zostawiam w waszych łapkach piętnastkę, a sama uciekam na poligon licząc, że zasypiecie moją pocztę komentarzami :)
Pozdrawiam wszystkich maturzystów i łączę sie z wami w bólu lub szczęściu oraz w nerwach najbliższych kilkunastu dni! Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło po waszej myśli, może się spotkamy na jakiejś uczelni, kto wie? Świat jest mały.
XX