sobota, 10 sierpnia 2013

001.

Pręt i lina, strach i ból
Jam ci nienawiści król.
Krew i rany, krzyk i żerdź,
Będziesz błagać mnie o śmierć.
***
- Nie!
Cichy jęk wydarł się mimowolnie z jej ust w tym samym momencie, w którym otworzyła oczy.
To sen. To tylko zły sen. Koszmar. Nic więcej.
Znów go słyszała. Demoniczny wierszyk wypowiadany jedwabiście miękkim, spokojnym głosem. Wierszyk, który wrył się w jej pamięć na zawsze. Przetarła zaspane oczy. Za oknem panowała jeszcze ciemność. Do jej pokoju wlewało się lekkie światło ulicznych latarni i neonów. Wzięła kilka głębokich oddechów. Tylko zły sen. Wszystko jest dobrze. Jesteś bezpieczna. Potrząsnęła głową, aby pozbyć się z wyobraźni złowieszczego blasku piwnych oczu. Spojrzała na budzik stojący koło łóżka. Wskazywał piątą pięćdziesiąt trzy. Widziała, że nie ma sensu kłaść się na pół godziny bo i tak nie byłaby w stanie spokojne zamknąć oczu. Postanowiła więc wstać i zająć myśli zwykłymi codziennymi czynnościami.
Wstawiła na gaz czajnik i włączyła po cichu radio, po czym udała się do łazienki. Po szybkiej porannej toalecie wróciła do kuchni. Woda w czajniku z zepsutym gwizdkiem akurat zaczęła bulgotać, więc zalała sobie kawę po czym otworzyła lodówkę w poszukiwaniu czegoś na śniadanie. W radiu leciały poranne wiadomości, których zwyczajne zakończenie o tej godzinie stanowiło pasmo zapowiedzi wydarzeń kulturalnych.
- Do kin wchodzi nowy film Alana Saida „Korowód trumien”, na który wszyscy fani reżysera z niecierpliwością czekają. Jeżeli chodzi o imprezy muzyczne, na które w najbliższym czasie warto się wybrać, zdecydowanie możemy polecić zbliżający się koncert Stinga – muzyka, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Jego koncert będziecie mogli zobaczyć w Grand Palais już dwudziestego ósmego października, czyli w ten wtorek o godzinie dwudziestej. Kolejnym koncertem, który warto polecić jest zbliżający się występ amerykańskiego zespołu Thirty Seconds To Mars. Grupa z Jaredem Leto na czele, która we Francji ma sporą rzeszę fanów wystąpi w najbliższym czasie dwa razy. Pierwszy koncert odbędzie się drugiego listopada na Stade de France, a kolejny dzień później w tym samym miejscu. Wszystkich serdecznie zapraszamy. Tyle z wiadomości kulturalnych.
Po tej szybkiej wypowiedzi nastąpiła krótka prognoza pogody dla Paryża na nadchodzące dni, w której zapowiadano ciepły, słoneczny tydzień, prawdopodobnie ostatni tak ciepły w tym roku. Berenika pochylała się nad rondelkiem i pilnując, aby mleko nie wykipiało zastanawiała się nad nadciągającym tygodniem. Skoro miał to być ostatni tak ciepły tydzień miło byłoby gdzieś wyskoczyć, zanim zaleją ich hektolitry deszczu, a palce będą odmarzać na mrozie. Mleko zaczęło się gotować, więc wsypała do niego płatki owsiane i przygotowane wcześniej bakalie. Gdy uznała owsiankę za gotową zestawiła ją z ognia i spojrzała na zegarek. Dochodziła szósta dwanaście. Przelała małą porcję śniadania do miseczki i postawiła na niewielkim stoliku przy oknie, po czym skierowała się ku malutkiemu pokoikowi.
Całe mieszkanie Bereniki mieściło się na poddaszu jednego ze starych domów w blokowiskach w centrum miasta i było bardzo małych rozmiarów. Aneks kuchenny składający się z małej, zazwyczaj bardziej pustej niż pełnej lodówki, dwóch zniszczonych szafek i wysłużonej kuchenki na gaz połączony był z pokojem, który służył jako salon, pokój gościnny i przedpokój jednocześnie, chociaż i ten był nikczemnych rozmiarów. Łazienka mieściła w sobie prysznic, kilka ściennych półek, muszlę klozetową i niewielki zlew, a i tak wolnej przestrzeni było w niej tyle, że trzeba było uważać, aby niczego nie strącić z półek łokciami podczas okręcania się wokół własnej osi. Dwa pokoje raczej przypominały schowki na miotły i mopy niż sypialnie, za które służyły. W jej własnej stało się wąskie łóżko, dosunięte do jednej ze ścian tak, aby można było poruszać się pomiędzy nim a szafą, nic więcej się tam nie mieściło. Druga sypialnia była trochę większa, miała dwa okna, małe biureczko i szafę. W tym pokoju znajdował się największy skarb Bereniki.
Dziewczyna otworzyła cicho drzwi, przeszła przez niewielki pokój i pochyliła się nad łóżkiem. Odsunęła delikatnie niebieską kołdrę i w nikłym świetle dobiegającym z kuchni jej oczom ukazały się lśniące, czarne jak noc włosy. Uśmiechnęła się i pochyliła jeszcze bardziej, aby złożyć miękki pocałunek na tych włosach, które tak kochała. Na ten gest usłyszała niewyraźne stęknięcie i głowa, jako jedyna widoczna część ciała odwróciła się ukazując jej najpiękniejszą twarz na świecie wykrzywioną porannym grymasem niezadowolenia.
- Czas otwierać oczka. – powiedziała szeptem odgarniając przydługie włosy zasłaniające zarumienione policzki. W odpowiedzi usłyszała kolejne niewyraźne stęknięcie, a grymas niezadowolenia powiększył się.
- Nie chcesz wstawać? – stęknięcie mające oznaczać nie. - No dobrze. To śpij. – lekki uśmiech na drobnych, bladych ustach. - Sama zjem tą owsiankę, którą tak uwielbiasz, a która stoi na stole w kuchni.
Na te słowa jej niebieskie oczy zmierzyły się z czarnymi jak węgle tęczówkami, które ukazały się, gdy osłaniające je powieki i gęste, długie rzęsy uniosły się gwałtownie ku górze.
- Owsianka? – zapytał cichy, zaspany i jeszcze lekko zachrypnięty głos.
- Yhm. To co? Wstajesz? – pochyliła się jeszcze raz, tym razem składając pocałunek na jasnym czole po czym pewna sukcesu w budzeniu, podeszła do małego okna i rozsunęła ciężkie zasłony pozwalając blademu, porannemu słońcu zalać wnętrze pokoiku i spowodować zmrużenie czarnych oczu.
- Lepiej się pospiesz, bo ci wszystko zjem. – powiedziała z uśmiechem wychodząc z pokoju.
Jednak nie doszła nawet do stołu, gdy mała postać w samych spodniach od pidżamy i czarną burzą włosów w porannym nieładzie wyprzedziła ją wskakując na swoje krzesło.
- Ale pysznie pachnie! – zawołał wesoło czterolatek.
- A jak pysznie smakuje!
- Pyszniasta pyszność!
- Cóż za neologizm panie Zert! – powiedziała z uśmiechem Berenika, poprawiając poplątane włosy na drobnej główce. W odpowiedzi dostała piękny uśmiech ukazujący drobne, białe ząbki.
- Co to neologizm? – zapytał chłopiec marszcząc czoło.
- Inaczej słowotwórstwo. Czyli tworzenie nowych wyrazów. Rozumiesz?
- Tak. – uśmiechnął się delikatnie. - Mamuś. Mogłabyś mi dać łyżkę. Proszę.
Wyjęła z szuflady niebieską, plastikową łyżkę i podała chłopcu, po czym usiadła na krześle na przeciwko.
- Gotowy do szkoły? Plecak spakowany? Lekcje odrobione?
- Tak. – czarne oczy wywinęły koziołka dając jej do zrozumienia, że te pytania są zbędne, bo przecież jest dużym chłopakiem, który zawsze jest gotowy do szkoły.
- No dobrze. A co ci zrobić do szkoły do jedzenia?
- Kanapkę.
- A z czym?
- Z … yyy. Z serkiem. I z czekoladą.
- Dwie?
- Nie. Jedną.
- Jedną z serkiem i z czekoladą? Jesteś pewien?
- Tak. – głos miał pełen stanowczości, więc Berenika wzięła się za robienie kanapki z serem i czekoladą. Zaczęła się już przyzwyczajać do dziwnych upodobań smakowych swojego syna.
- Mamuś?
- Słucham Charlie.
- Słyszałaś, że w Paryżu mają grać Marsi?
- Mówili rano w radiu. – już wiedziała co zaraz nastąpi. Nienawidziła mu odmawiać czegokolwiek. Ale po prostu nie była wstanie wyskrobać takiej sumy pieniędzy, żeby starczyło na koncert jego ulubionego zespołu.
- A moglibyśmy pójść? – nie musiała się nawet odwracać, żeby wiedzieć jak teraz wyglądają te czarne oczy. Pełne nadziei i prośby.
Złożyła kanapkę i zapakowała do pudełka na śniadanie, po czym powoli odwróciła się do synka.
- Przepraszam kochanie. Ale nie możemy teraz iść, bo nie mamy tyle pieniążków. Innym razem spróbujemy, ok? – pochyliła się do niego przez stół.
Czarne oczy posmutniały i skupiły się na owsiance, a czupryna lekko poruszyła się dając znać, że chłopiec kiwa głową na zgodę.
Charlie jak na czterolatka był wyjątkowo mądrym chłopcem. Rozumiał wiele rzeczy, które ciężko byłoby wytłumaczyć dziesięciolatkowi i miał niesamowitą zdolność dostrzegania tego, czego inni z reguły nie zauważają. Potrafił sam zorganizować sobie czas i szukać rzeczy, które by go ciekawiły, jak na przykład ten zespół. Dziewczyna do tej pory nie wiedziała skąd on go w ogóle zna i w pewien sposób ją to niepokoiło, a w pewien cieszyło. Dodatkowo był niesamowicie pilnym i żądnym wiedzy uczniem. Tak bardzo ciągnęło go do wiedzy, że kiedy chodził do przedszkola po pół roku został przeniesiony do normalnej szkoły i jako trzylatek uczył się z pięciolatkami. Teraz był w drugiej klasie i był o wiele lepszy niż większość jego kolegów. Berenika czasem bała się, jak poradzi sobie z jego niewątpliwie rozwijającym się geniuszem i czy będzie w stanie zapewnić mu odpowiedni rozwój. Pieniędzy nie zarabiała za wiele, a dobra szkoła kosztuje. Nie była w stanie zapewnić mu żadnych dodatkowych zajęć rozwijających i choć starała się sama krzewić jego zainteresowania, była zbyt zapracowana na dwóch etatach, aby spędzać z nim tyle czasu ile by chciała.
- Hej, kruczku. – powiedziała delikatnie, na co czarne oczy spoczęły znów na jej twarzy, choć smutek z nich nie zginął. – Dzisiaj ma być ładna pogoda. Co byś powiedział na pączki i spacer po południu?
Delikatny uśmiech trochę rozjaśnił tę drobną, bladą twarzyczkę. – Zjadaj.

Po dokończonym śniadaniu nastąpiło szybkie mycie zębów i buzi, ubieranie, pakowanie i wiązanie nieszczęsnych sznurówek. W efekcie o godzinie za pięć siódma Berenika i jej synek schodzili stromymi schodami na parter. Wychodząc na słoneczny dziedziniec kamienicy na ustach Charliego gościł już zwyczajny uśmiech, więc i jego mama stała się spokojniejsza.

___
Raz, dwa, trzy - próba mikrofonu. :)

Enjoy :)
 xx 

2 komentarze:

  1. Pięknie zaczynasz. Te poranne pobudki są mi aż za dobrze znane z czasów, kiedy chodziłam do przedszkola :) Tylko, ze zamiast owsianki zawsze czekały na mnie płatki z mlekiem. Genialnie wyszła ci więź matki z synem - jest bardzo naturalna, a Charlie przezabawny :) To wszystko jest takie... ludzkie. Berenika nie narzeka na swoją sytuację, ale widać, że jest jej ciężko. A synek to dla niej największy skarb. Nie mogę się doczekać następnej części, więc od razu zacznę czytać :)
    Pozdrawiam,
    pakuti

    OdpowiedzUsuń