- Charlie, nie ciągnij mnie tak! –
zaśmiała się Berenika.
- Mamuś, bo się spóźnimy!
- Nie spóźnimy się kochanie, do koncertu
jeszcze jest dobrze ponad dwie i pół godziny.
Przebijali się przez jeszcze dość rzadki
tłum podnieconych głosów pod Stade de France w
kierunku tylnego wejścia. Im bliżej niego byli tym tłum powoli rzedł, co
niezmiernie cieszyło Berenikę. W końcu dotarli do odgrodzonego barierkami
wejścia i dziewczyna pokazała stojącemu tam ochroniarzowi otrzymaną od Jareda
plakietkę. Na podejrzliwe spojrzenie jedynie nieśmiało się uśmiechnęła.
Ochroniarz wpuścił ich do środka. Za drzwiami, w pustym, przestronnym korytarzu
stał jedynie młody chłopak o latynowskiej urodzie nucąc coś pod nosem. Na ich
widok promieniście się uśmiechnął i do nich podszedł.
- Berenika i Charlie
jak mniemam? – wyciągnął rękę do dziewczyny, która pokiwała głową. – Jestem
Braxton. Mam was zaprowadzić do wielkiego brata.
Po tym wesołym
wstępie kiwnął na nich i ruszyli korytarzem w głąb budynku. Charlie prawie
biegł i skakał z ekscytacji, wciąż wesoło się uśmiechając, a ograniczała go
jedynie ręka mamy, którą grzecznie trzymał.
- Miło was poznać.
Może uda wam się zdążyć na kawałek krótkiej próby przed koncertowej. – przeszli
przez podwójne drzwi i znaleźli się w innym korytarzu, węższym, krótszym i
lekko zatłoczonym. Pomiędzy pomieszczeniami przylegającymi do korytarza biegali
wciąż jacyś ludzie, z głośnikami, mikrofonami, aparatami, instrumentami,
ciuchami i wieloma innymi rzeczami. W ich rozmowach dominował język angielski.
Praktycznie nikt nie zwrócił na nich uwagi, wszyscy byli zbyt zajęci.
- Chodźcie, tędy.
Zaprowadzę was na scenę. – przeszli korytarzem do końca i wspięli się po schodach
na piętro, stamtąd kierowali się strzałkami z napisem „scena”.
- Oj chyba już po
próbie. – powiedział Braxton nasłuchując.
Minęli kolejne
otwarte na oścież podwójne drzwi i znaleźli się w przedsionku sceny, ciemnym
pomieszczeniu pełnym sprzętu wszelkiego rodzaju, który od sceny odgrodzony był
rozsuniętymi, ciężkimi, czarnymi kotarami.
- No i jesteśmy. –
powiedział Braxton z uśmiechem. – Ja muszę wracać do garderoby. Miłej zabawy i
do zobaczenia.
Berenika i jej syn
wyjrzeli na scenę. Zobaczyli tam Jareda w towarzystwie trzech kobiet i trzech
mężczyzn. Jedna z kobiet była młodziutka i bardzo szczupła, druga wydawała się
jeszcze młodsza, ale była lepiej zbudowana, a trzecią była niziutka kobieta, z
długimi siwymi włosami i prostą grzywką. Koło Jareda stał niski mężczyzna,
bardzo dobrze zbudowany, z kilkudniowym zarostem na twarzy, inny, z długimi,
czarnymi włosami związanymi w koński ogon. Trzeci z nich był to dość niski,
młody chłopak z burzą loczków na głowie w ciemnych okularach na nosie.
Rozmawiali swobodnie lekko się śmiejąc. Zanim Berenika zdążyła zareagować,
poczuła jak rączka jej syna wyślizguje się z jej własnej.
- Jared! – Charlie
mknął z prędkością światła przez scenę z wesołym okrzykiem w kierunku grupki
ludzi i po chwili, gdy wszystkie głowy odwróciły się w jego kierunku, malec już
przypadł do wokalisty i z właściwym sobie entuzjazmem i uśmiechem przytulił się
do niego.
- Hej, Charlie! –
zaśmiał się wciąż lekko zaskoczony mężczyzna.
Po chwili podniósł
chłopca na ręce pozwalając mu się przytulić. Sam uśmiechnął się ciepło, i
odnalazł wzrokiem Berenikę, która nieśmiało się uśmiechnęła i bezgłośnie
powiedziała „przepraszam”.
- Bo mnie udusisz! –
zaśmiał się Jared, na co Charlie odsunął się od niego i z szerokim uśmiechem na
twarzy powiedział:
- Nie uduszę! Nie mam
tyle siły!
- No nie wiem, nie
wiem. – mężczyzna teatralnie się skrzywił i masował sobie niby obolałą szyję.
Berenika powoli
zmierzała w ich kierunku. Zauważyła, że towarzystwo Jareda wydaje się być co
najmniej bardzo zdziwione reakcją chłopca i ich krótką rozmową.
- Poznajcie się,
proszę. – Powiedział w końcu Jared. – To jest Berenika i jej syn, Charlie. A to
moja mama, moje asystentki Emma i Shayla. A to mój brat Shannon i nasz gitarzysta
– Tomo. A to Jamie, zajmuje się dźwiękiem. – przedstawiał wszystkich po kolei.
Reakcje były różne,
ale wszyscy raczej słali lekkie, jakby nieśmiałe uśmiechy do siebie nawzajem.
- Shannon! Grasz na
perkusji! – krzyknął Charlie, a Berenika skrzywiła się w środku, myśląc, że
będzie musiała pogadać z synem o tym zwracaniu się do wszystkich na ty. – A
Tomo na gitarze!
- Brawo! – uśmiechnął
się do chłopca wesoło mężczyzna z czarną, długą kitką. – Widzę, że jesteś
naszym wielkim fanem.
- Tak! – odpowiedział
mu gorliwie kiwając głową.
- A grasz na jakimś
instrumencie? – zapytał mężczyzna z zarostem bardzo niskim i głębokim głosem.
- Niestety nie.
- To chodź, pokaże ci
perkusję, może oszalejesz na jej punkcie tak samo jak ja. – uśmiechnął się do
niego szeroko.
Charlie spojrzał
pytająco na mamę, a gdy ta lekko się uśmiechnęła, postawiony przez Jareda na
podłogę złapał rękę Shannona i oddalili się obaj na drugi koniec sceny.
- Wyglądasz okropnie.
– powiedział krótko Jared patrząc na Berenikę.
- Ty wcale nie
lepiej, dzięki. – odpowiedzała mu z zawadiackim uśmiechem.
Entuzjazm Charliego
udzielił się i jej na tyle, że zwykła nieśmiałość i nieufność potrafiła
zamienić na uśmiech. Zresztą, lekko zdziwiona sama zauważyła, że w obecności
Amerykanina czuje się dość swobodne. Może to po prostu ta osławiona otwartość
jego narodu tak odmienna od powierzchownej szorstkości francuzów.
- Ja idę do siebie,
sprawdzić wszystko jeszcze raz. – powiedział chłopak zwany Jamiem i oddalił
się.
- A my powinnyśmy
zająć się tym planem wywiadów. – zwróciła się Emma do Shaylaii po czym obie zniknęły
za drzwiami prowadzącymi za scenę.
Po chwili rozległy
się głośne rytmiczne dźwięki perkusji. To Shannon trzymając na kolanach
Charliego wybijał jakiś skoczny rytm.
- Cholera. – powiedziała
Berenika widząc pełen fascynacji wzrok chłopca, a gdy pozostała trójka
spojrzała na nią pytająco powiedziała – Chyba było złym pomysłem pokazywać
Charliemu tak głośny instrument. Jakaś Harfa była by o wiele bezpieczniejsza.
- Nic mi nie mów!
Shannon tłukł jako chłopiec czym się dało w co się dało, żeby to tylko wydało
jakiś dźwięk. Ilość potłuczonych szklanek i talerzy jest nie do opisania. –
zaśmiała się mama Jareda.
- Wygląda na to, że
czeka cię ciężki czas. – zaśmiał się Jared, gdy usłyszeli poprzedni rytm w o
wiele wolniejszym tempie, ale równie poprawny, wygrywany przez Charliego, który
wysunąwszy nieco język z pełnym skupieniem i lekką pomocą Shannona uderzał w
poszczególne elementy perkusji.
- Niesamowite. –
zmarszczył brwi Tomo przyglądając się chłopcu. – On naprawdę na niczym nie gra?
Bo ten rytm jest bezbłędny!
- Tak. Wygląda na to,
że Charlie ma wrodzony talent. –
zauważył Jared.
Podobnie zaszokowaną
minę miał Shannon, który od dłuższej chwili nie pomagał chłopcu i jedynie
patrzył sponad jego głowy na jego ruchy.
Berenika w środku aż
się skurczyła. Chciałaby mu oczywiście pomóc rozwinąć ten talent, ale skąd
wziąć na to pieniądze.
W końcu Charlie
przerwał wybijanie rytmu i z zachwyceniem wymalowanym na twarzy spojrzał na
Shannona a ten szeroko się uśmiechnął i coś do niego powiedział, na co malec
się zaśmiał.
- Hej, Charlie! –
Krzyknął Tomo. – A może chciałbyś spróbować zagrać na gitarze?
Chłopiec szeroko się
uśmiechnął i razem z Shannonem zbliżyli się do stojaka pełnego różnych gitar. Podszedł
do nich Tomo.
- Wybieraj. – powiedział czarnowłosy wskazując na stojak.
Charlie wskazał
palcem na białą gitarę.
- O bracie! To gitara
samego Maestro Jareda! Musisz się go zapytać czy ci jej użyczy.
- Śmiało. –
powiedział na to młodszy z braci uśmiechając się do chłopca.
I po chwili po sali
rozniosły się nie tak doniosłe już dźwięki gitary.
- Eh, nie ma to jak
utalentowani synowie. Urwanie głowy z nimi gdy są mali, jako nastolatkowie to
chodzące magnesy problemów i ucieczki ze szkoły, a gdy dorosną nie można się
doczekać od nich telefonu bo cały czas są w trasie. – powiedziała Constace,
patrząc wymownie na Jareda.
Ten zrobił płaczliwą
minę sześciolatka słysząc te słowa, a jego ogromne okrągłe oczy nadały jej
tylko większej mocy.
- Ale żadne inne
dzieci cię tak nie zrozumieją, nie kochają i nie są ta wspaniałe. No i nie
przynoszą ci takiej ogromnej dumy. – dodała Amerykanka ciepło się uśmiechając.
- Dzięki mamo. –
również na twarzy młodszego z braci pojawił się uśmiech, jakiego jeszcze
Berenika nie widziała.
- Auć. To boli. – Charlie próbował właśnie grać na gitarze tak jak pokazywał mu Tomo.
- Auć. To boli. – Charlie próbował właśnie grać na gitarze tak jak pokazywał mu Tomo.
- Bo masz malutkie i
mięciutkie paluszki. – zauważyła Constance. – Powinieneś spróbować ukulele
zamiast gitary elektrycznej.
- Wolę perkusję.
Shannon, pogramy jeszcze? Proszę! – nawet gdyby starszy z braci chciał odmówić
dziecięca magia czarnych oczu Charliego z pewnością by nim owładnęła.
- Jasne! Chodź. – z
szerokim uśmiechem odpowiedział mu mężczyzna, chłopiec złapał go za rękę i obaj
ruszyli w stronę perkusji.
Tomo odłożył gitarę
na miejsce.
- No trudno. Jednak
Shannon ma lepsze argumenty w ręku. Przepraszam na moment. – wyszedł odebrać
dzwoniący telefon.
- Rozumiem, że jutro
rano masz wolne? – Jared zwrócił się do Bereniki.
- Tak. Na szczęście.
Mam nadzieję zabrać gdzieś Charliego jak tylko dobudzę go rano.
Znów rozległy się
dźwięki perkusji.
- Sama powinnaś w
końcu odpocząć. – powiedział Amerykanin.
- Dam radę. Wole z
nim spędzić ten dzień niż cały przespać. Akurat w poniedziałek mogę mu zrobić
wolne w szkole, nie ma podobno nic ważnego.
- Aż tak dużo
pracujesz? – zapytała tym razem Constace.
- Cóż. Pięć dni w
tygodniu pracuje w restauracji jako kucharz po osiem godzin. A od środy do
niedzieli od osiemnastej do wczesnych godzin porannych w klubie na barze.
- Mój boże, to
strasznie dużo. A co z Charliem? Rozumiem, że siedzi z tatą popołudniami, ale
przedszkola są czynne chyba dość krótko?
Constance nie
widziała piorunującego wzroku Jareda ale nie zauważyła go też Berenika, która
wydawała się zawstydzona i zmieszana.
- Nie, Charlie nie
siedzi z tatą. – powiedziała dziewczyna wbijając wzrok w podłogę. Ostatnie
słowo wydawało się brzmieć dziwnie w jej ustach. – On chodzi do podstawówki,
właściwie teraz jest z sześciolatkami w drugiej klasie. A wieczorami i w nocy
opiekuje się nim pani Morrison, moja dawna sąsiadka.
Constance wyraźnie
zrozumiała, że tata Charliego to dłuższa historia i nie była pewna czy wypada
drążyć ten temat. Już otwierała usta żeby coś powiedzieć, może przeprosić, gdy
odezwał się Jared.
- Może powinniście
wybrać się do Disneylandu? Wiesz, w sumie w hotelu w którym jest cała moja
załoga dostaliśmy darmowe wejściówki, na pewno w poniedziałek się tam nie
wybierzemy. Jeżeli chcesz…
- Nie, nie dzięki. –
Berenika podniosła na niego oczy lekko się uśmiechając, wciąż wydawała się być
speszona. – Planowałam raczej zoo, jeżeli pogoda pozwoli. Jeżeli nie, cóż może
Luwr. Charlie bardzo lubi oglądać wystawy. Poza tym, Disneyland jest dość
daleko i tak na ostatnią chwilę nie mielibyśmy jak tam dotrzeć.
- Rozumiem. A pogoda
ma być jutro dość ładna z tego co słyszałem.
Podeszła do nich
Emma, mówiąc:
- Jared, musicie się
zbierać, czekają na was Meets&Greets.
- Nie wiedziałem
nawet, że już ta godzina. – odpowiedział jej brunet spoglądając na zegarek.
Odwrócił się twarzą do perkusji, na której Charlie wygrywał jakiś rytm i
gwizdną na palcach. Shannon spojrzał na niego wciąż się uśmiechając, a ten
tylko pokazał palcem na swój nadgarstek. Jego brat od razu zrozumiał i
powiedział coś Charliemu. Chłopiec przestał grać, odłożył pałeczki i wesoło
rozmawiając z Shannonem podszedł do ich małej grupki.
- My musimy wziąć się
do pracy. Czujcie się jak u siebie, być może zobaczymy się przed samym
koncertem. Jeśli nie – miłej zabawy i do zobaczenia po koncercie. – powiedział
Jared po czym razem z Emmą i Shannonem, który przybił Charliemu piątkę, ruszyli
w kierunku wyjścia ze sceny.
- Mamuś! Ale super!
Słyszałaś jak grałem?
- Bardzo dobrze
słyszałam. Całkiem nieźle ci szło. – odpowiedziała Berenika gładząc go po rozwichrzonej
czuprynie.
- Shannon mówi, że
grałem jak zawodowiec! Super! Powiedział, że jak kiedyś będę duży to odda mi
swoją perkusję!
- O. jej! Naprawdę? –
dziewczyna zaniepokoiła się na samą myśl o perkusji w ich małym mieszkanku.
- No! Super, nie?
- Yhm, super, super.
- Proszę pani, pani
jest mamą Jareda i Shannona, prawda? – chłopiec zwrócił się do Constace.
- Tak Charlie.
- A ile Shannon miał
lat jak zaczął grać?
- Cóż, od kiedy tylko
mógł ruszać rączkami jako mały bobas cieszyło go wszystko co wydawało dźwięk.
Ale jakoś w twoim wieku zaczął grać na zestawie bębenków naszych sąsiadów.
- Super! Słyszałaś
mamuś!? Jeszcze mogę zostać takim dobrym perkusistą jak Shannon! I też będę
grał na koncertach! – nagle jego radosna mina zrzedła, po chwili ściągnął brwi
jakby nad czymś się zastanawiał i w końcu posmutniał całkiem i wtulił się w
mamę.
- Co się stało
kochanie? – to pytanie zadała Constace uważnie obserwując festiwal min chłopca.
- Bo ja nie mam
braciszka. A Shannon ma. I ja nie będę mógł mieć zespołu. – mówiąc to był
wtulony w mamine biodro, rączkami obejmując ją za udo.
- Oh, Charlie. Po
pierwsze to skąd wiesz, że jeszcze kiedyś nie będziesz miał braciszka, albo
siostrzyczki. A po drugie nawet jeżeli nie będziesz miał to pewnie znajdziesz
przyjaciół, z którymi założysz zespół, tak jak Tomo. – Charlie spoglądał na
Constance jednym okiem, połowę twarzy przyciskając do biodra Bereniki. Po tych
słowach zamyślił się wciąż intensywnie wpatrując się w panią Leto po czym
uśmiechnął się radośnie.
- Racja! – odsunął
się od mamy i uśmiechnął do niej.
Berenika odwzajemniła
uśmiech i złapała wyciągniętą do niej rączkę syna.
- To co chcielibyście
robić? Jest jeszcze godzina do koncertu. Co powiecie na backstage i garderobę
chłopaków? Mają tam podobno super pyszne owoce! – Constance puściła
konspiracyjne oczko do Charliego. – Chodźcie.
Ruszyli razem z mamą
Leto na backstage.
- A możemy tam
wchodzić? – zapytał Charlie gdy już byli dość blisko pokoju, na którego
drzwiach widniał napis „Garderoba: Mars”.
- Hej, jasne że
możemy. W końcu jesteśmy VIP’ami. – uśmiechnęła się do niego Constace.
- Co to jest VIP? –
zapytał jej chłopiec.
- Skrót od „Bardzo
ważna osobistość”. Wchodźcie.
Weszli do sporych
rozmiarów pokoju, w którym znajdowało się kilka wieszaków na ubrania, jakieś
walizki przepełnione różnymi rzeczami, a nawet głośniki, jeden duży keyboard i
kilka gitar. Nie zabrakło tam także luster i stolików zastawionych głównie
komputerami. Pod jedną ze ścian stał stół zastawiony przeróżnymi napojami i
przekąskami, na które składały się głównie warzywa i owoce. Na środku
pomieszczenia stały trzy dość duże kanapy. Na jednej z nich siedziało dwóch
mężczyzn rozmawiając ze sobą. Jednym z nich był Braxton, drugi przedstawił się
jako Tim. Jednak ten ostatni chwilę później ulotnił się mówiąc, że musi
dotlenić potworka w płucach przed koncertem. Braxton zaproponował Charliemu, że
pokaże mu jak się gra na ukulele („Patrz mamuś! Mała, śmieszna gitarka dla
dzieci!”), wiec siedzieli na jednej z kanap i wesoło rozmawiając próbowali
razem coś stworzyć.
- Jest niesamowicie
błyskotliwy i inteligentny. – powiedziała Constance siedząc na kanapie po
przeciwnej stronie razem z Bereniką. Chłopiec wraz z Olitą pochłonięci byli
instrumentem, a na dodatek siedzieli dość daleko, więc nie mogli słyszeć ich
cichych słów.
- Tak. I z pewnością
uzdolniony. – odpowiedziała dziewczyna patrząc na syna.
- Martwisz się, że
nie będziesz w stanie mu pomóc z talentem, prawda? – na te słowa dziewczyna
zaskoczona wyprostowała się i spojrzała w zielone oczy swojej rozmówczyni,
które badawczo jej się przyglądały.
- Ja… - przerwała na
chwilę spuszczając wzrok, po czym westchnęła i poprawiła kosmyk włosów, który
opadł jej na czoło. – Nie stać mnie na dodatkowe lekcje dla niego. Chociażbym
nie wiem co robiła i ile zmian wzięła – nie dam rady. Paryż jest drogi. Chyba
musiałabym… - ale urwała, przymykając oczy jakby odganiając złe wspomnienia.
Po chwili ciszy,
która między nimi zapadła w końcu odezwała się jakby bardziej martwym głosem.
- Przepraszam. Nie
chcę się żalić. Daję radę. Jest w porządku. Chciałabym mu pomóc, ale robię ile
się da.
- Nawet więcej. –
powiedziała Constance delikatnie się uśmiechając. – Moim zdaniem jesteś
naprawdę dzielna, że sama dajesz radę. A wiem, uwierz mi, naprawdę wiem jak
ciężko samemu wychowywać dziecko.
- Tak, wiem, Jared
wspominał, że… - ale znów, jakby speszona śmiałością swoich słów urwała.
- Że wychowywałam ich
sama? - starsza kobieta nie wydawała się być urażona, jedynie uśmiechnęła się
trochę smutno. – Tak. Ale po pierwsze, to były inne czasy, po drugie to był mój
kraj. No i miałam wsparcie rodziców. A ty zdaje się nie jesteś stąd.
- Ja… cóż. Moi
rodzice jak najbardziej chcieli by mi pomóc, ale sami nie mają lekko. Od kiedy
Charlie się urodził w Polsce byliśmy tylko raz, na samym początku.
- Patrz mamuś!
–przerwał im krzyk uradowanego Charliego.
Po tych słowach z
pełną skupienia miną wybrzdąkał na ukulele bardzo powoli i starannie jakąś
powolną melodie.
- Ślicznie. Jestem z
ciebie dumna kochanie! – powiedziała do niego mama gdy skończył a Constace biła
mu brawo. – A paluszki cię już nie bolą?
- Nie, bo tu są inne
sznurki.
- To są struny,
Charlie! – zaśmiał się Braxton, którego
serce już chyba zostało owładnięte magnetyzmem czarnych oczu.
- Naucz mnie dalej
Braxton! – zawołał wesoło chłopiec i obaj znów powrócili do gry.
- Pani na stałe
mieszka w Paryżu? – zapytała Berenika Constance.
- Po pierwsze nie
pani, tylko Constance. – uśmiechnęła się do niej ciepło. – Po drugie, od
jakiegoś roku. Ale nie planuje tu zostać na stałe. Po prostu od kiedy moi
chłopcy wyjechali w trasę i praktycznie nigdy nie wracają do Stanów, nie chce
mi się samej siedzieć w Californii. Tu po pierwsze mam więcej znajomych i
przyjaciół, a po drugie w Europie łatwiej ich złapać. Poza tym, zawsze lubiłam
Francję. I od młodości skrycie marzyłam żeby zamieszkać w Paryżu choć na
trochę.
- Yhm, Paryż jest
piękny. Ma swój specyficzny klimat. Ja w sumie nigdy wcześniej nie myślałam, że
kiedykolwiek tu zamieszkam . Ale nie narzekam. Mogłam trafić gorzej.
- Przypadek?
- Ogromny. No i
szczerze mówiąc trochę wybór. A trochę konieczność. – powiedziała smutno się
uśmiechając. Już otwierała usta, żeby mówić dalej gdy drzwi otworzyły się i
weszli przez nie bracia Leto, Tomo i Emma.
- O! A kto to się
zakradł do naszej spiżarni! – zawołał Tomo patrząc na Charliego, który z
ogromnym uśmiechem na buzi wciąż trzymał ukulele siedząc koło Braxtona. – I co?
Jak ci idzie, bo widzę, że lepiej niż na gitarze Jareda!
- Bo Braxton ma taką
gitarkę specjalnie dla dzieci jakiej Jared nie ma! – zawołał maluch.
- Bo Braxton to sam
jeszcze dzieciak. – powiedział Shannon zawadiacko się uśmiechając i sadowiąc
koło chłopca.
- A ja umiem już na
niej grać tak troszkę! – zawołał wesoło czterolatek.
- O! No to pokazuj,
słuchamy. – Tomo i Emma zajęli wolną kanapę, a Jared usiadł koło mamy.
Charlie wystawiwszy
koniuszek języka zaczął brzdąkać powoli na ukulele jakąś melodię.
- Brawoooo! –
krzyknął entuzjastycznie Tomo, gdy chłopiec skończył.
Wszyscy oczywiście
przyłączyli się do wiwatów i radosnych okrzyków, a z buzi Charliego nie
schodził uśmiech. Po chwili Tomo pogrążył się w rozmowie z Emmą, Shannon i
Braxton uczyli chłopca nowych melodii. Jared zwrócił się do Bereniki.
- Dobra, wam
proponuję iść już na scenę, tam z boku będziecie mogli oglądać koncert.
Pomyśleliśmy, że Charlie wolałby stronę sceny przy perkusji Shannona, ale
jeżeli wolicie, możecie zostać po stronie od wejścia. Mamo, tobie radzę się
ewakuować właśnie tam od strony twojego pierworodnego bo z tej strony będą
stali ci z Goldenami, a tam spokojnie z Emmą będziecie wszystkiego pilnować.
- Ok, zresztą ja i
tak się wybieram do fosy. – powiedziała Constance wskazując na aparat leżący na
stoliku niedaleko nich.
- Tylko bądź
ostrożna, ok?
- Sam bądź ostrożny!
I nie zachowuj się jak ostatni wariat!
- Ja się nie
zachowuję jak wariat! – zaśmiał się Jared. – Zachowuję się jak zawsze, czyli
jak twój najukochańszy syn!
Zanim Constace
zdążyła cokolwiek odpowiedzieć z kanapy naprzeciwka doleciał do nich głos
Shannona.
- Chciałbyś, patyku!
- Chyba ty,
niedźwiedziu! – odgryzł mu się młodszy z braci. – Mnie mamusia kocha, nie to co
ciebie, wyrodny.
- Mnie bardziej! –
Shannon oderwał się od ukulele, zresztą podobnie jak Charlie i Braxton którzy
słuchali tej wymiany zdań. – Ty jesteś ten niekochany przypadek!
- Sam jesteś
przypadek, ale psychiczny!
- Jak dzieci. –
westchnęła cicho Constance, jednak została całkowicie zignorowana.
- Owszem, mam
wspaniałą inteligencję. I właśnie dlatego mama kocha mnie bardziej niż ciebie.
– Shannon wstał i ruszył w kierunku mamy, Jared również się podniósł.
- Chyba wspaniale
niską inteligencję, chciałeś powiedzieć. I właśnie dlatego mama kocha bardziej
mnie, a ty jesteś tylko od wynoszenia śmieci!
- Co ty powiedziałeś,
patyku?!
- To co słyszałeś,
kłapouchy!
- Ooo nie! Teraz
przegiąłeś! Dostanie ci się. Oj, dostanie!
Stali już twarzą w
twarz patrząc sobie w oczy i chodząc w kółko jak dwa koguty. Jared był trochę
wyższy od Shannona, ale za to o wiele szczuplejszy. Constance patrzyła na to
kręcąc głową z pobłażaniem ale lekko się uśmiechała, Emma, Tomo i Braxton
wyraźnie się uśmiechali i czekali na rozwój wydarzeń. Berenika wiedziała, że
żartują więc też jedynie się uśmiechała. Za to Charlie miał zmarszczone brwi i
patrzył na nich z lekkim niepokojem, ale nic nie mówił.
- No dawaj klucho! –
zawołał Jared. – Chyba, że pójdziesz do mamy, ale ona i tak kocha mnie bardziej
niż ciebie więc na nic ci to!
- Ja ci dam za tą
kluchę, szprycho!
I zaczęli się
siłować, łaskotać, przepychać, śmiać, pokrzykiwać i sapać. Tomo zaczął skandować
imię Shannona, Braxton kibicował Jaredowi. W końcu Shannon powalił Jareda na
podłogę i tam go zostawiając sam szybko usiadł koło Constance i przytulił się
do niej jak małe dziecko wytykając język do brata. Jared spojrzał na niego z
podłogi, ale nie podniósł się jedynie leżał szybko oddychając. Wtedy Charlie
odłożył ukulele, wstał z kanapy i podszedł do niego i podał mu rękę.
- Nie martw się
Jared. Jak chcesz to moja mamusia cię pokocha.
Po tych słowach
zrobiło się ciszej. Uśmiechy zmieniły się i stały się trochę bardziej czułe.
Jared wciąż leżał na podłodze, a na jego twarzy malowało się coś pomiędzy
czułością, zmieszaniem i zdziwieniem. Podobnie wyglądała twarz Bereniki, tyle
że ona na dodatek oblała się rumieńcem i nie wiedziała gdzie oczy podziać. W
końcu Jared otrząsnął się i przynajmniej pozornie korzystając z pomocy
Charliego wstał.
- Chyba czas żebyśmy
poszli za scenę. – powiedziała Constace wstając i biorąc aparat. Berenika i
Charlie poszli razem z nią na wyznaczone miejsce.
***
Och wiem, jestem straszna! Bo wszyscy chcieli koncert, a ja wciaż go wam nie dałam. Przykro mi, uznałam, że ten fragment jest już dość długi, a sam koncert nadaje się na osobny. Wybaczcie, mam nadzieje, że mimo to nie połkniecie mnie żywcem. Z góry przepraszam za błędy! Wiem, że często pojawiają się literówki choć staram się je wyłapać, czasem sam Word robi mi figle... No nic, zostawiam to w waszych rękach. Liczę na wyczerpujące komentarze. :)
Enjoy!
xx
Och wiem, jestem straszna! Bo wszyscy chcieli koncert, a ja wciaż go wam nie dałam. Przykro mi, uznałam, że ten fragment jest już dość długi, a sam koncert nadaje się na osobny. Wybaczcie, mam nadzieje, że mimo to nie połkniecie mnie żywcem. Z góry przepraszam za błędy! Wiem, że często pojawiają się literówki choć staram się je wyłapać, czasem sam Word robi mi figle... No nic, zostawiam to w waszych rękach. Liczę na wyczerpujące komentarze. :)
Enjoy!
xx
No właśnie nie dałaś.. ale dobrze! :) Zaskoczyłaś mnie tym końcem, naprawdę. Czytałam ten fragment chyba z parę razy i za każdym razem byłam tak samo zszokowana.
OdpowiedzUsuńPróbowałam sobie wyobrazić scenę ich kłótni i to jak się wyzywają, hahaha. Kocham swoją wyobraźnię bo nigdy mnie nie zawodzi i dokłada coś od siebie. :>
Mm, pojawił się mój ukochany perkusista. Swoją drogą, nie mogę sobie wyobrazić czterolatka, który pierwszy raz siadł za perkusją i w miarę dobrze wybija rytm. Samo trzymanie pałeczek (a co dopiero odpowiedni ruch nadgarstków) sprawia kłopot starszym. Ten mały cały czas mnie zaskakuje. :)
Skrzywdź mnie za to, że niewystarczająco wyczerpująco, ale piszę na szybko, i tak już spóźniona dobre pół godziny!
Jak zawsze czekam na kolejny i pozdrawiam. :)
Nie tylko ciebie zaszokowało pierwsze podejście do perkusji przez Charliego. Sam Shannon był w szoku :) Oczywiście cieszę się że ci się podoba. I że nie wieszasz na mnie psów za to, że nie dałam jeszcze koncertu :P Następny rozdział najwcześniej za tydzień, jeżeli nawet nie za troszkę więcej(wyjeżdżam nabierać weny w górach i balować na weselu :))... Mam nadzieję, że się nie spóźniłaś aż tak bardzo :)
UsuńPozdrawiam
xx
Super rozdziała! Nie dałaś koncertu, ale dobrze, bo sam tekst o "czasie-przed-występowym" jest dość długi. Tym razem zamiast na Charlim, skupiłaś się na Berenice. Przyznaję, czekałam na to, bo wydaje mi się interesującą osobą z naprawdę zagadkową przeszłością. Czekam i czekam na ujawnienie tej tajemnicy, ale najpierw-koncert!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że mały bardzo mnie zaskakuje. Nie dość, że geniusz, to jeszcze świetny perkusista i być może ukulele-cista :) Widać, ze już okręcił sobie wszystkich wokół palca.
Koniec - genialny pod wszelkimi względami. Cała ta walka pomiędzy braćmi Leto - prześmieszna. Prawie popłakałam się ze śmiechu. A koniec końcówki - uroczy. I jeszcze zdanie Charliego, że Jareda pokocha jego mama - słoodkie :)
Pozdrawiam
pakuti
Świetne :) Czytam i buzi mi się śmieje a w moim wieku to już niebezpieczne, bo skóra nie jest tak elastyczna, by po kilku rozdziałach kurze łapki wyprostowały się nie zostawiając śladu...
OdpowiedzUsuńW każdym razie-świetne pisanie, super pomysły. Ciekawa jestem, czy mały Charlie ma jakiś pierwowzór? Kompletnie nie znam się na dzieciach a ten mały wygląda na ideał dlatego pytam :)
No i zaraz zasiadam do następnych:)